sobota, 25 listopada 2017

Gdy BÓG zapyta=Gdzie dzisiaj zaśniesz….? 

Co odpowiesz jeśli zdołasz wyprzedzić myśli i odpowiedzieć sercem? Gdyż w sercu usłyszałeś i poznałeś KIM JEST TEN GŁOS..

Zaśniesz dziś w swym ciepłym łóżku,otulony pewnością swego zbawienia i bezpieczeństwa?
Czy też zaśniesz obok bezdomnego,wykorzystanego człowieka,który chciałby choć głowę skłonić na twej ciepłej klatce piersiowej?  Ty opierasz swą głowę o pierś PANA,
a bezdomny skłonił głowę i serce ku Tobie.. 

Gdzie dziś zaśniesz? Z kim i dla kogo?

 Panie dlaczego pytasz? Czy od momentu gdy dałeś mi życie,nie pragnąłem bycia blisko Ciebie?

Człowieku,przed założeniem świata wysłałem w wieczność pytanie,czy jednej godziny nie mogliście czuwać  bym posłał was na próbę? Nie mam upodobania w byciu prywatnym Bogiem każdego chrześcijanina wtulonego w ciepłe pielesze zbawienia,które pielęgnujecie bardziej niż relację i miłość ze mną.. Gdy wy przykładacie głowy do poduszek,JA JESTEM na zewnątrz szukając zgubionych..

Bóg dał się poznać ludziom,by ci wyszli na zewnątrz i szukali relacji z tymi którzy mają GO poznać.
Bóg którego imię zaniesiesz do osoby zgubionej,On stoi obok każdej osoby którą mijasz codziennie,mijasz na spacerze,w pracy,na zakupach,mijasz wzrokiem..

Dlaczego bezdomny? 

Bo wobec niego masz najwięcej wymówek,usprawiedliwień,porównań i niechęci.. Rozgrzeszenia samego siebie,gdyż to on jest winny tej sytuacji,nie ty,to nie twoja sprawa.. Na pewno?!

Czy pomyślałeś kiedykolwiek chrześcijaninie,że ten bezdomny,cuchnący,stary człowiek jest tam pozostawiony dla ciebie,byś dał mu udział w zbawieniu? Abyś wziął go na ręce i zaniósł do Pana?

Jak można inaczej podziękować PANU,że nas nie ominął,jeśli nie skłonieniem się przed tym,którego nawet niezbawieni mijają bez zainteresowania.. 

Wyobraź sobie tylko w swym sercu,że wzrok który spogląda na ciebie z umęczonej twarzy,to wzrok Chrystusa z krzyża.. Odwrócisz wzrok?


Ograbiony z Boga...

Życie jest snem 
Z którego budzimy się umierając... 
Nasze zaloty do świata 
Znów pełne ognia i srebrników... 
Duch wolności niewidoczny 
We mgle chciwości władzy... 
Dajemy Bogu wolne 
Bo dziś mamy grabież.. 
Z sakiewek duszy... 
Pomijamy prawdę 
Czyniąc honory kłamstwu i obłudzie... 
Napotykając prawdę, skazujemy ją 
Za nasze zbrodnie i lęki... 
Wrzucamy Boga do rynsztoka 
By przypadkiem- 
Nie spojrzeć Mu w oczy...



Autor. Marcin Baczyński. 2009.10.26  Ograbiony z Boga.     Poemproject.eu  utomarcin

niedziela, 27 sierpnia 2017




Bóg jest Wszechmogący! 
I zawsze chodzi do kościoła…

Rozważmy to, dobrze
On jest Wszechmogący,znający dobro i zło. 
Działający w sprawiedliwości swych praw i sądów.
Bóg samo-określający swe istnienie jako wieczność.

I właśnie taki Bóg ma najlepsze statystyki w uczęszczaniu do kościoła..
Tylko Bóg znający dobro i zło,znający pełnię znaczenia swego prawa i łaski,może rozdzielić kościół Chrystusowy od kościoła diabelskiego czy ludzkiego.
Bóg stale dogląda swego kościoła, kościoła który zaplanował, stworzył i uświęcił. Ten kościół nie ma budynku,nie ma adresu,nie ma nawet własnego imienia czy nazwy.
Kościół Boga żywego to oblubienica Pana,wybranka która należy do Swego stwórcy i z Nim jest jedno.. 

Bóg odwiedza swój kościół częściej niż diabeł próbuje się tam wedrzeć. I dlatego Jego oblubienica będzie starannie dobrana i będzie pierwociną pośród wszelkich istnień stworzonych przez Boga. Nawet aniołowie nie poszczycą się taką wiarą w Boga,jaką ma jego oblubienica. Wiarą w Jego istnienie i miłość. Aniołowie żyjący przez lata w Bożej doskonałości i panowaniu,zbuntowali się i go odrzucili. Ludzie poznawszy Boga przez głupie zwiastowanie,wybrali Go i zakochali się w Nim,wierząc że ich Stwórca jest Bogiem miłości sprawiedliwej,odróżniającej dobroć od fałszywego poddania. My wybraliśmy Boga niewiele o Nim wiedząc,aniołowie odrzucili Boga wiedząc o Nim wszystko. Wolę żyć nadzieją poznawania Go,niż stracić życie wieczne przez odrzucenie Boga,jako mego Pana. 

Wszechmogący Bóg który zasiada w pierwszym rzędzie naszych kościelnych ław,wsłuchuje się w słowa,które wypowiada Jego oblubienica i sprawdza,czy ona na pewno Go zna? Czy wie kogo poślubi? Czy wie,że to On ją wybrał,nie ona Jego jako pierwsza? Bóg wie co mówimy i robi notatki. Każde nasze Słowo będzie przyrównane  do Jezusa i zważone wagą prawdy i kłamstwa. Jezus powiedział,że świadczy o Nim Ojciec jego w niebie. Więc jeśli tak jest,to czy znamy opinię Ojca Niebieskiego o swym Synu? Czy wiemy co Ojciec mówi o naszym oblubieńcu,O wiecznym małżonku naszym jako kościoła,jako oblubienicy Pana? Czy każdy z nas ma w sobie opinię i prawdę na temat Jezusa? Czy przychodzimy na nabożeństwa dla frekwencji i by ,,pojawić się" przed tronem Bożym? Czy też przybiegamy do Pana słysząc słowa: Pan tu jest! I woła Ciebie! Woła po imieniu swą oblubienicę i czeka na jej przyjście. Mistrz chce rozkoszować się widokiem swej małżonki stojącej WRAZ Z NIM przed tronem Boga Ojca. Czy taka jest nasza postawa? Czy wiemy kim w Bogu Ojcu jest Jezus i potrafimy Go odnaleźć i wraz Nim stanąć przed tronem sprawiedliwego Boga? 
Czy pysznimy  się tym,że Go znamy w gronie tych co już dawno go zatracili? Czy też czujemy ciężar obowiązku poznawania Go na nowo każdego dnia? Czy codziennie dziękujemy Bogu Ojcu,że obiecał nam syna Bożego na męża i Pana i Króla i przyjaciela? Bóg Ojciec może nas jako jedyny przygotować na małżonkę godną syna Bożego,jako małżonkę bez skazy i zaniedbania. Przychodźmy do Boga by uczynił z nas właściwą osobę u boku Jezusa,nie tylko na czas naszych nabożeństw,ale również na czas w naszych komorach modlitwy,w miejscu pracy i naszych relacjach z innymi. 

Bóg Ojciec jest władny uczynić nas doskonałymi dla Pana. Pokazał to już w Jezusie,gdy dał mu ludzkie ciało. Aniołowie zdradzając Pana w Jego duchowym wymiarze i postaci,pozbawieni zostali zaszczytu bycia małżonką Pana. Jezus przywdział więc ciało ludzkie by aniołów zawstydzić i nas wywyższyć jako małżonkę wieczną. Wierzę,że aniołowie którzy zachowali wierność Bogu,będą szczególnie ubogaceni w ceremonii weselnej Pana,jako objaw szacunku Stwórcy wobec tych,którzy Imię Jego wycenili więcej niż własne..

A więc tak jak Jezus pragnie byśmy stawali wraz z Nim przed tronem Ojca na naszych nabożeństwach,tak samo pragnijmy stawać u Jego boku w naszych komorach modlitw.
Podejdźmy do Boga ,,po ludzku".. Randkujmy z Nim,mówmy do Niego czule i z miłością. On jest nie tylko naszym Panem,Bogiem i Królem,ale jest też naszym przyjacielem i ukochanym mężem.. Okazujemy Mu szacunek obdarzając go intymną relacją miłosną,jako męża,którego pokochała nasza dusza. On kocha nas i poznaje w wielu wymiarach i szczerze nas miłuje. Obdarzmy Go Miłością gdy jesteśmy z Nim sami,a bez skrępowania podejdziemy do Jego boku na naszych nabożeństwach. Zakochajmy się w Jezusie czyniąc dzieła Jego na chwałę Boga Ojca,zakochajmy się w Jezusie jako mężczyźnie,który będzie naszym mężem, nie cieleśnie, ale duchowo jako do męża Bożego.. Amen





Zbór Świętokupstwa..

Ile własnych grzechów jest w stanie unieść człowiek? 
Zanim upadnie pod ciężarem krzyża.. Krzyża cięższego niż droga pod nim przebyta..
Nikt nie zna umiaru w grzeszeniu,żaden człowiek.. A mimo tego nie uważamy siebie za ,,znalezionych lekkimi" mimo uzbieranego ciężaru win,gdy świadomie wybieramy ,,opcję" grzechu,ulegając pożądliwościom wszelkiego rodzaju.. 
Nasz ,,pozór pobożności" jest jedynie wynikiem oddziaływania ciężaru win,które świadomie od siebie odrzucamy.. Ten duchowy ciężar poniża nasze dążenia do uświęcenia,a w tym czasie nasza usilność przypodobania się chrześcijanom wokół, świeci jak blask ognia na złotym cielcu Izraela.. Ten blask naszej zewnętrznej postawy zakrywa przed ludźmi nasze ciemne,smutne oblicze znane jedynie diabłu i Bogu..
Przychodzimy na nabożeństwa nie po pokutę i przebaczenie aż do szpiku kości,ale by statystycznie polepszyć relacje ze zborem,by nikt nie zajął ,,naszego pierwszego miejsca" w sali..
Sala naszych spotkań jest raczej salą odpraw,nowoczesnym konfesjonałem gdzie za symboliczne uczestnictwo otrzymuje się przebaczenie bez odwrócenia od grzesznych pragnień! Miejsce naszych zbiorowych spotkań,winno być swoistą prywatną komorą,gdzie jako zbór przychodzimy razem,ale jako chrześcijanie przychodzimy jako jedno w Jezusie,jeden zbór=jeden grzesznik=jeden chrześcijanin..
 Czyż cały zbór chcący dostąpić sprawiedliwości Bożej,nie powinien iść na nabożeństwo jako pojednany,chętny w przebaczaniu i miłowaniu?
Z jakiej pozycji chcemy stawać przed Bogiem Wszechmogącym? Jako Dawid czy jako Goliat? A może jako Mojżesz,który sprawiedliwie wszedł przed Boży tron?
Uważam,że Bóg obdarzyłby laską zbór,który przychodzi w Jezusie jako Mojżesz,ale w pozycji sługi Dawida. Świadomy swej pozycji w zmartwychwstałym Jezusie,ale by nie wzbić się w pychę pielęgnuje w swym sercu bojaźń przed Bogiem,który go stworzył.
Bóg Ojciec daje tchnienie zborom i również je uśmierca.. Bóg jako winogrodnik nie będzie pielęgnował winorośli oblazłej przez zarazę. On chce oczyszczać zbór i czyni to dopóty widzi zmiany na lepsze,lecz gdy zbór świadomie i uporczywie brnie w grzech i pobłażanie grzechom swych członków,wtedy Bóg czyni granicę miedzy sobą,a takim zborem i ,,chrześcijaninem" który dopuszczając do grzechów,dopuszcza się świętokupstwa,sprzedając swą duszę i istnienie diabłu.

ZBÓR ŚWIĘTOKUPSTWA to zbór który posłuchał Jezusa i wyniósł targowisko ze świątyni,ale nie zaniechał go,lecz przeniósł pod krzyż!
Paktujemy i targujemy się z tym światem u podnóża krzyża,na którym zmarł nasz zbawiciel!!! I najżałośniejsze jest to,że nie patrzymy już na naszego Pana,ale wchodząc w obłęd zasłuchani jesteśmy w Słowa Jezusa: ,,Ojcze odpuść im" i czując się rozgrzeszonymi,czynimy nadal bezprawie.. 
Jezus uwolnił nas od grzechów i to jest prawda,ale nie ,,uwolnił" nas od wolnej woli..
Wolna wola jest naszym niewyczerpanym źródłem uczynków z ciała. Poddana Bogu jest przez Niego uświęcana,lecz gdy wolną wolę używamy jako karty w bankomacie grzesznych zamysłów,Bóg otwiera swą dłoń i pozwala diabłu by nas wykradł z Jego ręki.. Jezus powiedział,że nie będziemy wyrwani z Jego ręki i to jest prawda,nikt nas stamtąd nie wyrwie!,lecz człowiek źle używając wolnej woli sam pozwala się z niej wyrwać swej duszy.. Człowiek może sam siebie wyrwać z wieczności Bożej bo ma wolną wolę i nawet jeśli z całego serca zawierzył się Bogu,to tak samo całym swym sercem może się od Niego znów odwrócić.. Bóg nic nie zdziała by powstrzymać człowieka którego stworzył,Bóg respektuje wolę człowieka. Gdyż chce by człowiek respektował Jego wolę.

Pojedynczy chrześcijanin tak jak cały zbór jest winnym przed Bogiem nieuszanowania Jego praw,rozkazów,zaleceń i ostrzeżeń. Lecz również jeden szczerze pokutujący i odwracający się od grzechów prawdziwy chrześcijanin jest błogosławieństwem dla reszty zboru,gdyż przez niego Bóg wprowadzi Ducha Bożego do każdego serca w zborze,ze względu na jednego,który przyzna się,że sprzeniewierzył wartości Boże za wartości świata i ludzi.. 
Ilu w naszych zborach jest Judaszy,którzy dostępując Chrystusa i Jego królestwa po pewnym czasie oglądają się wstecz i zapragnąwszy skarbów ukrytych w królestwie Bożym, wykradają je i pożytkują na własny cel?! Nie mówię tu o zbieranych fizycznych pieniądzach w zborach,ale o bogactwach Boga,umieszczanych w zborowych sercach,o błogosławieństwach i cudach. Ile to rzeczy jest dziś wykradanych i sprzedawanych pod krzyżem..? 
Objuczony worami grzechów i win i kłamstw,schorowany duchowo chrześcijaninwspina się na Golgotę nie po to by przyznać się do upadku swej nawróconej natury,ale by pod egidą i znakiem krzyża,sprzedać jeszcze swe grzechy,coś sobie zostawić,coś odłożyć,gdyby w razie czego z Jezusem mi ,,nie wyszło"...
Jezus wisiał nagi na krzyżu,zawisnął na nim jako najbardziej przeklęty z ludzi i widział jak jego szaty i to kim i czym jest stało się przyczynkiem targów. Przeklęty chrześcijanin,który winy swoje i grzechy poleruje do blasku cielca,by przetopić je na złoto tego świata i czerpać przeklęte zyski.. Wśród dzisiejszych zborów znaleźć można takie,które są suknią Pana,całą tkaną,której się nie rozrywa i która jest szatą ślubną oblubienicy,ale są też niestety takie,które tę suknię rozrywają odłamami i sporami i buntem lub sprzedają się w całości idąc za naukami diabelskimi i ludzkimi.
Wiele dziś obserwuję nowoczesnych kościołów idących nie za Panem lecz za modą tego świata lub upodobaniami młodzieży w zborach. Ciężki będzie los takich zborów,które bojąc się ,,oczyszczania" szat,nie widzą jej brudu i nie czują smrodu stęchlizny,która jest rezultatem rozkładu i zniszczenia.. Ogień Boży strawi je i nawet popiół będzie spalony podwójnie,a śmierć takiego zboru przyda Chwały sprawiedliwości Bożej,Amen!.

Każdy chrześcijanin który nie przybędzie pod krzyż nagim duchowo i czystym cieleśnie,jest budowniczym upadku zboru. Na tzw. ,,tacę" wrzucamy jedynie to co nam zbywa z targów ze światem, podczas gdy Bóg honoruje jedynie to ,,dawanie" gdy tym co nam zbywa jest nasza dusza i uniżone  serce pełne bojaźni Bożej i nadziei na Jego miłość.

Krzyż,który zatracił dla nas swą wartość w dzisiejszym nowoczesnym chrześcijaństwie,przygniecie nas ciężarem swej wartości w dziele Chrystusa gdy ON,Pan sprawiedliwości rozliczy nas z powierzonego szafarstwa.. Krzyż będzie przeciwwagą dla nas samych na wadze sprawiedliwości,przeciwwagą do znalezienia nas lekkimi i wysuszonymi jak latorośl,którą aniołowie pozbierają i wrzucą do jeziora ognistego,w którym niegdyś wypalaliśmy swe dusze przed Panem by nas zbawił..
Jezioro ogniste w którym niegdyś płonęły nasze grzechy,stanie się dla nas zapłatą za targowanie się o cenę grzechu i czerpanie zysków z własnej próżności i pychy.

Nie czekajmy,aż pastor lub starszy zboru złamie się przed Panem i zawalczy o pokutę przed zborem i Panem i ściągnie moc Ducha św. Bądźmy tymi,którzy dziś rozumieją purytanizm i chcą się przetopić na zbroję Bożą dla Chrystusa,bądźmy tymi którzy w komorach walczą o siebie,o pastorów i o starszych zborów. I niech wie o tym jedynie Bóg,który widzi w ukryciu i który błogosławi złamane pokutą serce. Jeśli chcemy pierwszymi wezwanymi po imieniu,gdy Pan nasz wróci,nie bądźmy teraz ostatnimi w płaczu,postach i narzekaniach nad grzechem swych dusz i serc. Bądźmy pierwszymi wstawiennikami za ,,życie" swej duszy,swego zboru i swej wiary.

Upadnijmy na kolana,zanim upadniemy w swej naturze,którą Bóg w łasce swej niegdyś oczyścił.. Amen.



W poszukiwaniu zgodności wiary...


Przeszukajmy własne kieszenie wiary poukrywane w ciepłych pieleszach duszy.. Odnajdźmy ślady poprzesuwanych skał i gór,przejedźmy palcami po wyrytych na nich ramionach Bożych,po Jego palcach pełnych siły! On naszą wiarę wprowadza w czyn,nadaję jej początek i koniec.. A więc przeszukujmy  samych siebie w poszukiwaniu cudów wiary i posłuszeństwa,dajmy temu światu dowody Jego istnienia i naszej w Nim zależności.. Strząśnijmy kurz w którym brodziła nasza niewiara i niech to co On w nas stworzył, odbija światło Jego sprawiedliwości i wierności.. Bóg od najmniejszej cząstki atomu budował w nas wiarę w Jego istnienie i miłość i wielkość stworzenia.. Jakkolwiek nazwać tych co nie wierzą w swego Stwórcę,są oni jedynie podnóżkiem stóp diabła,który karmi ich zaślepieniem niewiary,mimo że niewierzący tak silnie w Boga,jedynie staczają z Nim większy co rusz bój.. To oni właśnie są skałami i górami,które przesuwa Bóg z naszej drogi,by droga nasza prowadziła nadal do Stwórcy.. Wszak to niewiara jest górą,na którą wdrapywał się Jezus i z jej wierzchołka wzywał swego Boga i oddawał mu pełnię chwały.. Jedynie król królów i pan panów ma moc wspiąć się na szczyty naszych wątpliwości i mając to wszystko pod stopami,wzywać Ojca i zmieniać wszelkie okoliczności.amen! 
Bóg nie zatrzyma nas w podchodzeniu do gór i skał naszych watpliwości,błędnych oczekiwań i narzekań,ale pozwoli nam podejść jak najbliżej,byśmy zobaczyli jak ogień Jego wiary i zamierzeń trawi to co myśmy uznali za zbyt wielkie dla człowieka.. Ale czy będziemy jak Izrael cofać się i w zamyśleniu i strachu(nie w bojaźni) czekać,aż Bóg zakończy swe zamierzenia,czy raczej podejdziemy i zaczerpniemy w czyste ręce tego ognia,by wypalanie zaczęło się od naszych serc i umysłów,pozwalając ogniowi Bożemu strawić w nas kamienie węgielne tej góry.. Czyż nie powinniśmy pragnąć obcowania z mocą dzieł Bożych? Palący ogień prawdy Bożych obietnic powinien zacząć swój triumfalny marsz od głębin naszych serc i dusz,rozlewając się na wszystko wokół nie dotykając jedynie plonów gotowych do zebrania w dziele zbawienia żywej palącej ewangelii.. Jakże potężne byłoby dzieło Boże,gdybyśmy pałając ogniem Bożym zapalali proch pod stopami niewierzących,by nie stali już twardo w swym zaślepieniu,lecz dotknięci przez prawdę padli na kolana i wzywali imię swego Stwórcy?
 A więc jak wiele wiary nam potrzeba by Boże dzieło rozpocząć w nas? Jaka jest miara wiary nam przydana przed założeniem świata? Miarą tą jest pełne zrozumienie Imienia Jezusa.. Czyż wezwanie Jego imienia jest ciężarem ponad siły nasze? Mamy jedynie zwrócić swą uwagę na Niego! On jest sprawcą i dokończycielem zamysłów Boga Ojca w naszym życiu.. Jezus umieścił w nas wiele przykładów swego działania w wierze,On zna wszystkie chwile gdy Jego Imię wyróżniało nas pośród innych istnień.. Gdy życie nasze przenosił w swych przebitych dłoniach ponad rozpadlinami zasadzek diabelskich,nie pytał czy wierzymy w dzieła Jego,lecz w Imię Jego.. Nie nasza to rzecz znać wszystko teraz,ale znać Imię Jego jest naszym obowiązkiem i najlepszym natchnieniem do służby w Jego prowadzeniu.. Nie ustawiajmy sobie namiotów i komór modlitwy na górach,ale zanim jeszcze podejdziemy do przeszkody w naszym życiu,już módlmy się by Pan wysłał swój ogień i wypalał w nas powody ich powstania..   Nie wstępujemy na górę czekających nas przeszkód,lecz usuńmy ją całą sprzed naszych oczu i spójrzmy na kolejny etap naszej wąskiej trudnej drogi.. 
A więc czy mamy w sobie miarę wiary ,która zawiera w sobie znaczenie imienia Jezus? Jeśli Jezus jest drogą,to zdarzy się,że Pan poprowadzi nas na wprost naszych prób i przeszkód,nie ominie ich lecz pozwoli nam je pokonać i zniszczyć.. Chwała Bogu,że pozwala i pragnie prób dla nas i rozliczeń z tym co mogłoby nas powstrzymać od ujrzenia mocy Jego wierności i miłości do nas.. 
Każda chwila gdy z wiarą wzywaliśmy Imienia Pańskiego jest możliwością skupienia na sobie pryzmatu obietnic Bożej pomocy. Bóg zna całą nasza drogę i wszystkie próby i przeszkody na naszej drodze zbawienia. On nie cofa się i nie szuka innych bogów,którzy nie oczekują wejścia w ogień posłuszeństwa.. 
Nasz żywy Bóg nie przetopił swego pełnego chwały tronu,na cielca ludzkich marnych możliwości..   

Ojciec Chwały Bożej pragnie dla nas wzrostu w wypalaniu naszej cielesności i powierzchownej duchowości.. Nie można ominąć góry,która ma być skruszona i spalona.. Łaską jest podejście do góry płonącej Bożym działaniem.. Okażmy się równie wypaleni w swych sercach,wytopieni jak najczystsze białe złoto.. Jedynie ogień nie boi się ognia i pośród ognia przebywa,czy wiec jesteśmy pełni ognia Bożego  działającego w nas i oświetlającego nam drogę Pańską?
Dwie drogi prowadzą do pokonania przeszkód i zwyciężania w próbach..: odrzucenie naszych przeszkód według wiary w Słowo Boże,odrzucenie tych gór do morza pod stopy Pana,albo skruszenie swego serca i spalenie go wraz z górą próby wiary i stanięcie twarzą w twarz z Panem w ogniu Chwały posłuszeństwa i mocy.. Jedna droga prowadzi chrześcijanina pragnącego odpocznienia w Panu,druga natomiast prowadzi go pośród rydwanów stałej obecności mocy Bożej,dostępnej jedynie dla tych,którzy drogi kapłaństwa poszukują i serca swe na ołtarzu Pana składają,na ołtarzu gorącym od żaru Jego przenikliwego wzroku...
Niewiara zasiana w tych którzy nas otaczają i niewiara naszych wątpliwości są wczorajszym dniem,gdy zrezygnowaliśmy z modlitwy,pokory lub gdy nie zamknęliśmy zbyt szczelnie drzwi naszej komory.. Ale wiara która budzi dla nas dzień jutrzejszy jest godna tego by dzień obwieścił imię Pana,dzień jutrzejszy znikomy dla niewierzących,lecz dla nas będący zaproszeniem na wesele baranka..




Święty z niewyspania...



Obudź się,który śpisz.. Obudź się i przestań chrapać! 
Bardzo śmieszne,prawda? 
Czy to wezwanie do przebudzenia się chrześcijan ma jakiś związek z fizycznym chrapaniem?

Otóż tak.. Czy my będąc uśpionymi chrześcijanami,chrapiemy w uszy tego świata tym co jest w naszym sercu? Czy to co się z naszych uśpionych ust wydobywa denerwuje innych i zmusza do ucieczki? Chrapiemy odgrzewaną wciąż na nowo prawdą poznaną przy naszym własnym nawróceniu,brak w tym świeżości i miłej melodii dla nawet pragnących łechcenia uszu.. Czy to co zwiastujemy jest melodią Słów Bożej prawdy czy chrapaniem,którego nie słychać w niebie!? Czy wciąż wsłuchujemy się w to co jest ,,pieśnią przeszłości" naszego nawrócenia i dajemy słuchać tego innym? Gdzie zerwanie ze snem i pożądanie świeżości wciąż nowego poznawania Boga? Czym innym jest wydanie świadectwa swego nawrócenia,a czym innym po kilkunastu,kilkudziesięciu latach,jedynie posiadanie tego jednego świadectwa działania Boga w naszym życiu i osób wokół przez te wszystkie lata.. 

Ubogość posiadania świadectw w naszym chrześcijańskim życiu,świadectw Bożego życia,jest spowodowana snem znużenia oczekiwania na powrót Pana.. Żałosnym to jest i smutnym,że stawiamy siebie w gronie tych o których Pan powiedział: nikt z was nie uwierzy,dopóki nie zobaczy cudów.. Oczekujemy cudu Jego powrotu i zaniedbujemy własne powroty przed Jego tron każdego dnia i nocy.. O wiele bardziej On czeka na nas,niż my moglibyśmy pragnąc wszelkiej chwały Jego powrotu na ten świat. On czeka na nas ,czeka byśmy powrócili i podziękowali za wszystko czym nas łaskawie obdarzył,byśmy przyszli po nowe obdarowanie do kolejnej walki ze światem i złem. Ale parafrazując, jak mamy być posłani przed Jego tron przez Ducha Św.,jeśli śpimy i czekamy,aż to On nas obudzi w dniu swego powrotu..?
Dla mnie męczącym chrapaniem prosto w ucho jest słuchanie o dniu wczorajszym minionych lat w życiu wierzących chrześcijan,którzy nie wstają w środku nocy by powiedzieć Panu,że są sługami bezużytecznymi na nadchodzący dzień,bo to co Bóg miał w planach już wykonali..  Czy wstajemy,budzimy się i wołamy do Pana o kolejne rozkazy,polecenia i życzenia na kolejny podarowany przez Pana dzień? A może co bardziej chwalebne,nie pozwalamy swemu ciału zasnąć,dopóki Pan nie objawi swej woli co do nas na kolejny dzień?! Bo jeśli ciału swemu nie pozwolimy zasnąć przed tronem,wtedy i dusza nasza będzie orzeźwiona i wsłuchana w zamysły Pańskie.. 

Obudź się,który śpisz i wołaj do Pana! Wołaj duszo męcząca innych starymi świadectwami,starymi wspomnieniami i nadziejami! Jeżeli zasnąłeś i chrapiesz w duszy swojej,obudź się i wołaj do Pana po trzykroć: Panie Ty wiesz,że Cię Miłuję!!! Panie Ty wiesz,że Cię Miłuję!!! Panie Ty wiesz,że Cię Miłuję!!!
I dlatego codziennie wychodzę ze swej komory i wchodzę DO NASZEJ WSPÓLNEJ KOMORY po świeżą mannę Twego Słowa i napełniam czerpakiem modlitwy dzban mej uniżonej duszy,napełniam wodą żywą,wodą orzeźwienia Ducha Bożego.. 

Czy może chrapać ten,który nie śpi? Choć sam jestem przykładem tego,że ciało ludzkie bywa zwodnicze.. Miewam często sny na jawie,lub jestem całkowicie świadomy że moje ciało i umysł nie śpi,to moja cudownie cierpliwa żona często musi mnie szturchnąć i powiedzieć,bym przestał chrapać! Jest to niekiedy dla mnie wielkim zaskoczeniem,że ja wsłuchuję się w spokojny oddech mojej żony i rozmyślam o Niej,a ona mi mówi,że śpię i chrapię! Więc poniekąd piszę to też do siebie :)

Jezus obudził uczniów  w ogrodzie Getsemane,może obudził ich bo chrapali? I ten nieznośny dźwięk był słyszany bardziej niż Jego modlitwa? To oczywiście hipotetyczna śmieszna sytuacja,jednakże uczniowie Jezusa zasnęli i Pan potrzebując ich wsparcia był rozczarowany ich postawą.. Iluż to dziś jest tych,którzy potrzebują naszego wsparcia ,a my jedynie pokazujemy im jak cudowną łaską jest sen, a nie działanie.. 

Duchu święty,przyjmij moją modlitwę i wprowadź ją w czyn! Każdej nocy i każdego dnia budź mego ducha,moją duszę i ciało moje i wskazuj kierunek na Chrystusa! Jeżeli łania  pragnie ożywczych wód,o ileż bardziej my potrzebować winniśmy żywego zdroju,którym jest Jezus?! Obudź mnie werblem Bożym,obudź mnie grzmotem Jego kroków w świątyni którą jestem dla Niego! Obudź mnie bym mógł z Nim wieczerzać i zyskać w Jego błogosławieństwie.. Duchu Boga Żywego ożyw i mnie,ożyw moje zwiastowanie i moją miłość do ludzi,pozwól kochać zgubionych tak bym oddał za nich nie tylko swój sen,ale i życie swoje! Obudź mnie gdy Jezus walczy o kolejną duszę,którą znam lub mam poznać,chcę wraz z Nim stawać przed Ojcem i wyrywać duszę ludzką z łap diabła i jego kłamstw! Duchu mocy Bożej daj mi pragnienie Getsemane w mym życiu,nie chcę liści palmowych niczym poklepywania po plecach! Chcę i pragnę modlić się nie tylko o własną duszę i zbawienie,ale również za przyjaciół i wrogów moich! Chcę modlitw przesiąkniętych łzami tych,którzy wołają do Ciebie,a nie ma nikogo by do nich posłać,więc poślij mnie! Nie pozwól mi na sen,jeśli gdzieś obok jest ktoś kogo obudziłeś i on wzywa Twe imię by być zbawionym i chcesz by usłyszał prawdę ewangelii! Duchu Boży obudź mnie nim zerwie się sztorm,zanim fale egoizmu i populizmu zaczną zalewać moją komorę modlitwy! Obudź mnie bym zdążył dobrze zaryglować drzwi przed diabłem i światem i by w ukryciu wysłuchać Cię i być Ci posłusznym,gdy już te drzwi otworzę,a ty mnie poprowadzisz do dusz straconych.. Ojcze Święty i Wszechmogący dziękuję Ci,że moc Twoja jest silniejsza niż pragnienia mego ciała,dziękuję Ci,że z Twoją pomocą mogę pośród ogrodu Getsemane modlić się i być wysłuchanym.. Amen!





Szachownica wiary i zbawienia..


Całe życie uczę się jak umrzeć tylko ten jeden jedyny raz! Śmierć druga jest powrotem do przepastnej głębi tworzonej iluzji własnego cielesnego życia.. Cielesnego,przypiętego łańcuchami do skrawka skały swej wiary,która jako dar jest silniejsza niż życie w pokłonie dla śmierci drugiej! Czyż wiara nasza nie prowadzi do tej jednej sekundy wyswobodzenia nas przez Chrystusa z tychże łańcuchów? Zabierani jesteśmy diabłu sprzed nosa,sprzed żądzy posiadania nas w tej samej wiecznej śmierci oddalenia od Boga... Szachownica wieczności rozgrywa się o nasze dusze,posiada wiele figur,wiele istnień wpatrzonych w zgrabne palce Wszechmocnego... To jedyna rozgrywka w której figury ludzkie przypięte łańcuchami mogą być rozgrywane bez odpadnięcia,a jedynie są przesuwane w stronę Wszechmocnego życia,bądź upadłej pychy diabła.. Łańcuchy wiary... Jedne figury wierzą,że Wszechmocny istnieje,inne figury wierzą,że Go nie ma.. Łańcuchy wiary są zawsze..  Więc o jakie wyswobodzenie walczy między figurami Chrystus,skoro łańcuchy istnieją na zawsze,aż do śmierci..? Jezus jest jedyną figurą ruchomą na skalnej szachownicy Wszechmocnego Boga i przypina się wraz z człowiekiem,który dostępuje zbawienia i bierze ciężar brzemienia na siebie,by człowiek mógł swą wiarę ubrać w dźwięk ,który usłyszy Wszechmogący! Dźwięk łańcuchów wiary w zbawienie jest pogłosem słów"wykonało się" !  
Więc skoro Jezus jest skałą zbawienia,to przypięci do Niego poruszamy się po całej szachownicy trącając tych zastygłych w śmierci drugiej,kłaniających się diabłu.. Nasze "trącenie" jest jedynie wpływem naszej modlitwy na pustkę ciszy.. Skoro ci przypięci wiarą w nieistnienie Wszechmocnego są głusi i niemi na poruszanie Boże niczym w ogrodzie Eden,to jedynie modlitwa jest w stanie dotrzeć do nich,gdyż jest tchnieniem Bożym w Chrystusie,która porusza się po szachownicy życia wiecznego i śmierci drugiej... Łagodny powiew modlitwy tych,którzy zyskali życie w Chrystusie Jezusie jest wyrwaniem z odrętwienia śmierci drugiej,śmierci na krawędzi szachownicy,z której nie ma upadku,gdyż łańcuchy wiary tylko w siebie , są naszym upadkiem przy końcu czasów... Upadkiem wraz z cała szachownicą do jeziora ognistego!
A my którzy uwierzyliśmy pochwyceni zostaniemy wraz z Chrystusem i w Chrystusie do rąk Wszechmocnego rozgrywającego,prawdziwego Boga.. Szachownica jest jedynie przepaścią między życiem wiecznym w pojednaniu z Bogiem a śmiercią wieczną w oddaleniu od Sprawiedliwego Boga.. Życie w Bogu jest realne i śmierć w Bogu jest realna,szachownica jest krzyżem,na którym przybito łańcuchy ludzkich istnień.. Diabeł wspiął się jedynie na świątynię pożądliwości,nigdy nie wspiął się na krzyż by ratować ludzkie istnienia Boże,on jedynie pragnął by łańcuchy zostały przybite większą ilością grzechów! Dostał możliwość patrzenia i wraz z Wszechmocnym usłyszał Wykonało Się! Usłyszał i zadrżał! Przerażony patrzył,jak palce samego Boga,zrywają łańcuchy śmiertelnej wiary i zrzucają mu do stóp jako upokorzenie,patrzył i słyszał dźwięk każdego upadającego łańcucha! Przylgnęły one do diabła jako jego własne ,,figowe listki,, jako nowa szata króla,który chciał być królem królów,a został jedynie odźwiernym piekła...Ten który miał szatę z klejnotów jest przyobleczony na wieczność w grzech i potępienie,w szatę nie szytą lecz całą tkaną z łańcuchów fałszywej wiary,w którą był ubrany Chrystus na krzyżu. Słowa ,,Wykonało się!,, były powodem rozerwania tej szaty na Jezusie przez samego Boga! Chrystus choć w przekleństwie zawisnął na krzyżu nagi,zmasakrowany,podobny bardziej do zwierzęcia,zmartwychwstał również nagi,odarty z szaty przekleństwa Judaszowego drzewa i grzechu..
Nagość Chrystusa zasłonięta po zmartwychwstaniu nie figowym listkiem wstydu ludzkiego,lecz zasłonięta królewską szatą poświęcenia i godności Boskiej jest dziś odpowiedzią na krzyk ,,król jest nagi!,, Ci którzy widzą jedynie Chrystusa ubiczowanego i złożonego w grobie widzą nagość cielesną,której już nikt w ich sercu nie zakryje,ale Ci którzy widzieli żywego Jezusa,wiedzą o szacie sprawiedliwej godności Boskiej.. Wielu z nas,którzy jedynie myślimy o Bogu stojąc za plecami diabła,nie dostrzegamy,że oto przed Nami stoi prawdziwy ,,nagi mały król diabeł,,... Lecz jego szata zostanie za chwilę zrzucona z krzyża i będzie on nią przyobleczony,lecz jest to dla nas niewidoczne do czasu,gdy ujrzymy diabła spiętego łańcuchem jego własnych win.. My którzy wznieśliśmy oczy do nieba,bo nie kłaniamy się już śmierci drugiej,widzimy więcej niż ,,widzą,, nieruchome figury szachowe,nieme i ślepe i głuche,dopóki modlitwa nie drgnie ich łańcuchów i wtedy posłyszą tak jak się trąca strunę w gitarze.. A więc jaki to dziś dźwięk słyszysz w swym życiu? Dźwięk szat Chrystusa czy pobrzęk szat diabelskich? Czy nawróciłeś się by uciekać od Jezusa gdy słyszysz ten chwalebny szelest Jego szat,który wzywa Cię byś zamiast szukać listków figowych(wymówek) zaczął modlić się i trącać łańcuchy zastygłych w nieświadomości  ludzi?! Czy prosisz Pana by poluźnił Twój łańcuch żywej wiary,którym On cię do ciebie przypiął? Czy pragniesz poruszać się sam po szachownicy coraz dalej i dalej od Chrystusa!!!?

Pamiętaj! Im dalej od Jezusa,tym słabiej słychać szelest Jego szat w powiewie modlitw,a coraz głośniej słychać pobrzęk diabelskiej zachęty byś przepiął swój łańcuch do Niego,do jego części szachownicy.. Czy zyskując wolną wolę w Jezusie,uwalniając się od grzechu,chcesz się przepiąć na szatę diabła? Czy łechcące ucho ,,muzyka,, jego diabelskiej szaty aż tak cię nęci,że wolisz tę muzykę od SŁOWA BOŻEGO? Czy zamiast być ,,podniesionym i wywyższonym z krzyża zasług Chrystusa,, chcesz się po tym krzyżu ześlizgnąć do piekła?! Uważaj! Byś nie za późno dostrzegł,że łańcuch którym byłeś spięty z Chrystusem,w której to więzi pokładałeś  nadzieję,nie okazał się łańcuchem który opasuje diabła... I zamiast być wzięty w górę wraz z Chrystusem,będziesz ściągnięty w dół wraz z całą szachownicą i nastąpi rozdwojenie pomiędzy tobą a Bogiem.. Rozdwojenie,którego już niczym nie można połączyć,tak jak nic nie dały próby zszywania zasłony świątyni... Rozerwane serce i ciało Jezusa jest złączone jedynie w Bogu Ojcu... Człowiek nie ma tej mocy..



Praca przy doglądaniu dusz...


Czy będąc człowiekiem można pomóc komuś ocalić duszę? Jego własną duszę,o której istnieniu nie ma pojęcia lub ją ignoruje bo wskazuję na Stwórcę.. Dusza ludzka to ,,cały świat" dla Boga,On ją stworzył by kochała i była kochaną przez Niego i inne stworzenia niebiańskie.. 
Czy zadbamy o duszę bliskiej dla nas osoby? A o duszę swej żony? Ja mam proste podejście do tego ,,jak" traktować duszę mej żony. Otóż uznaję mą żonę jako córkę Boga,więc duszę którą w niej stworzył winienem darzyć równym szacunkiem jak duszę Jezusa.. A więc jak doglądamy (nie podglądamy) duszy swej żony,osoby cennej dla Boga? Bóg oddał mi swą córkę ,,na wychowanie do zbawienia".. Jestem dla niej Adamem,ona dla mnie i Boga ,Ewą.. Dusza mej żony jest (powinna być) dla mnie jak arka przymierza z Bogiem,pełna tajemnic i obietnic.. Jeśli mamy uważać innych za większych od siebie,to tym bardziej własną żonę,nie mówię tu o wywyższeniu jej ponad głowę Adama,lecz mówię o zaangażowaniu się w doprowadzenie jej do zbawienia i radości jej Pana i Zbawiciela.. Zaangażowanie równe śmierci krzyżowej? Czy też zaangażowanie na poziomie ,,uczniów prorockich" mistrzów teorii?! Jak wejść w praktykę ,,polerowania" skrzyni przymierza? A może nie chodzi o polerowanie,ale o wniesienie jej do świątyni wspólnych modlitw,narzekań na grzechy i wstawiennictwa.. Do tej samej świątyni zapraszamy Jezusa w prywatnej komorze,ale czy wraz żoną zapraszamy Go by miłować Jego istnienie we wspólnej więzi potrójnego sznura zbawienia? 
Wiem,że moja cudownie stworzona żona miłuje Pana i ma z Nim osobistą relację.I zamierzam to doceniać doglądając jej duszy i dbając o jej ,,Boże wykształcenie" gdy spaceruje po Edenie naszego małżeństwa,mówiąc Eden,mam na myśli miejsce i czas gdzie umieścił nas Bóg,nie mając na myśli lukrowania naszego wspólnego życia,to już zostawiam działaniu Ducha św. i Jego pracy.. 



Czym jest dusza człowieka nam bliskiego,a czym jest ona dla Boga Stwórcy? Czy mamy wspólne zdanie z Wszechmogącym żywym Bogiem? Wspomnijmy jak Bóg zapatrywał się na swą arkę przymierza,jakim uczuciem i mocą ją obdarzył i jakże pragnął by nie stała więcej w namiocie u podnóża pałacu,który zbudował sobie ten,który miał się nią opiekować.. W tych wersach jest znaczenie duszy żony mężczyzny Bożego. A gdzie ,,instrukcja obsługi" arki przymierza? Czy zawarł ją Bóg na kartach swej księgi? Alleluja! Oczywiście,że tak! Rozmyślajmy nad modlitwą Pana w 17 rozdziale Ew.Jana i szukajmy! Kto szuka znajduje! Zadbać o duszę osoby nam tak bliskiej jak córka Boga,córka którą chce poślubić syn Boży,zbawiciel odkupionych dusz.. Zadbać,to nie znaczy usuwać kamyczki z jej drogi krzyżowej,lecz wspólne poniesienie krzyża, a gdy jej Ojciec niebiański tego zażąda samemu wspiąć się na krzyż by za nią umrzeć w brzemionach jej zbawienia. Jak rozróżniać między Adamem starotestamentowym, Jezusem z Nowego testamentu? Jak rozróżniać między starotestamentową Ewą,a nowotestamentową żoną wierzącą w Pana? Piszę to będąc w podróży,żona moja napisała mi właśnie SMS: ,,dom znów pusty bez Ciebie"... I może to właśnie jest odpowiedzią? To co nowe pragnie siebie nawzajem i potrzebuje poznawać siebie wzajemnie będąc w relacji. Adam i Ewa sprzed krzyża i potrójnego sznura i my,wcieleni w zbawienie w Chrystusa to dwa różne światy po dwóch różnych stronach potrzebnej relacji. Czy ja pilnuję tego komu zaufa moja żona? Ewa starotestamentowa zaufała wężowi,moja Ewa zaufała Jezusowi i chcę by tego nie utraciła,bym nie dostał rykoszetem.. Stan duszy mej żony jest dla mnie wyznacznikiem mojej przyszłej relacji z Bogiem.. Bóg powierzył mi wiele szafarstwa i wiele odpowiedzialności.. Zawierzył mi i dał w dłonie dar zbawienia mej duszy i duszy mej żony..

,,Panie dałeś mi wspaniałą żonę jako dar i przejaw zaufania. Dziękuję,że uczysz mnie jak z nią postępować i że nie chcę jej zakopać pod drzewem poznania dobra i zła,ale zakorzenić ją w Twym Słowie,by przyniosła Ci zysk w postaci owoców zbawienia.. Panie dziękuję,że mogę stawać się mężem Bożym u boku żony Bożej i że razem możemy słyszeć szelest Twego nadejścia do świątyni.. Niech Cię Panie błogosławią nasze słowa modlitw i dziękczynienia. Dziękujemy,że wracasz w czasach rozliczenia małżeństw i relacji w miłowaniu Ciebie i siebie nawzajem jako dusz zbawionych w Tobie i dla Ciebie.. Pomnażaj w nas poznanie i mądrość Twych słów: ,,miłujcie się wzajem jak ja was umiłowałem",Pomnażaj Panie i oczyszczaj.. W tych słowach zawarłeś swoją wolę,więc niech się wypełnia w życiu naszym aż do Twego powrotu w Chwale Ojca. Amen.